Dać kobietom wsparcie: socjoterapia w murach Uniwersytetu

Katarzyna Nosek-Kozłowska
O programie socjoterapeutycznym dla kobiet, roli grupy i wsparciu, jakie możemy dać sobie i innym opowiada dr Katarzyna Nosek-Kozłowska z Wydziału Nauk Społecznych UWM.

Niedawno ukazała się pani książka „Socjoterapia w murach Uniwersytetu”, która jest efektem realizowanego przez panią programu.  

Program socjoterapeutyczny został stworzony dla kobiet we wczesnej dorosłości, czyli między 20. a 30-35. rokiem życia. Podczas jego tworzenia kończyłam studia podyplomowe z socjoterapii. Interesuje mnie praca terapeutyczna i kształcę się też w podejściu terapii skoncentrowanej na rozwiązaniach. Zdecydowałam się przeprowadzić program socjoterapeutyczny z częścią studentek na Wydziale Nauk Społecznych. Książka została opublikowana już po zakończeniu przez nie studiów. Zachowana została ich anonimowość, co daje im też poczucie bezpieczeństwa, że nie zostaną rozpoznane.  

Skąd pomysł na akurat taki program? 

Program skierowany został do kobiet, ponieważ obserwujemy, że to one mają większą labilność w budowaniu swojego poczucia wartości. Żyjemy w czasach współczesnych, gdzie unikniecie kobiecości w stylu Barbie jest wyzwaniem stojącym przed wszystkimi kobietami. Dążymy do osiągnięcia idealnego ciała, które młode dziewczyny wpędza w zaburzenia, bo częściej niż mężczyźni postrzegane są przez pryzmat wyglądu. Jako kobiety jesteśmy uwikłane w różne normy historyczne i kulturowe. Oczekuje się od nas, że będziemy się spełniać w różnorodnych rolach: mamy rozwijać swoją karierę, a jednocześnie być świetnymi partnerkami, matkami, gospodyniami domowymi. Jako pedagodzy widzimy kryzys relacji międzyludzkich, z których wiele jest powierzchownych. Brakuje nam czasu na poznanie drugiego człowieka, więc oceniamy go, patrząc tylko na jakiś wybrany aspekt jego charakteru czy wyglądu. Słuchamy ocen innych ludzi na nasz temat: tego, czy jesteśmy grube czy szczupłe, ładne czy brzydkie, wystarczające czy niewystarczające. Bardzo mocno wpływa to na samoocenę i odbiór siebie, szczególnie u młodych dziewcząt.  

Patrzymy na siebie oczami innych. 

Tak, dlatego powstał ten program, by młodym kobietom uświadomić, że nie tylko ocena innych wpływa na naszą samoocenę i poczucie własnej wartości, ale też to, jak my siebie widzimy, jak siebie odbieramy i czy siebie lubimy.  

Na czym polega pani program? Co pani wybrała jako narzędzia do pracy socjoterapeutycznej? 

Stworzyłam sześć autorskich scenariuszy zajęć. Ich celem było uświadomienie młodym kobietom, czym w ogóle jest samoocena. Podczas pierwszych zajęć dziewczyny tworzyły swoje definicje poczucia własnej wartości i kreowały własny obraz tego, jak one siebie postrzegają. Najczęściej swoją wartość utożsamiały z wyglądem. Już przy pierwszych definicjach zwracały uwagę na to, jak ważna jest dla nich opinia innych. Socjoterapia to bycie w relacji z drugim człowiekiem, więc ważna jest nie tylko rola prowadzącego zajęcia, ale też lecznicze oddziaływanie grupy. W grupie mogę zobaczyć, że nie tylko ja się z czymś zmagam, nie tylko ja siebie oceniam w pewnych kategoriach, ale inne osoby, które są ze mną na zajęciach, mają podobnie. Studentki mogły zobaczyć, że są do siebie bardzo podobne – pod kątem wieku, problemów, sposobów spędzania czasu wolnego. To pomogło im nawiązać relacje koleżeńskie oraz wpłynęło na efektywność tego programu, bo rzeczywiście młode kobiety otworzyły się na siebie nawzajem i mówiły o swoich doświadczeniach życiowych. Pokazywały one, że ich samoocena kształtowała się w szkole, a z okresu dojrzewania bardzo mocno zakorzeniły się w nich opinie otoczenia na temat ich wyglądu. Socjoterapia to też wzmacnianie siebie nawzajem i swoich zasobów, dawanie pozytywnych informacji zwrotnych. Na to też postawiłam w tym programie. Pisałyśmy listy do samych siebie, w których miałyśmy przymknąć oko na to, co postrzegamy jako nasz mankament czy ograniczenie, a podkreślić to, co uważamy w sobie za dobre. Miałyśmy też zadania, w których dziewczyny pisały do siebie nawzajem pozytywne informacje. Chciałam, by uczestniczka programu zwerbalizowała to, co w drugiej kobiecie ją fascynuje, co widzi w niej dobrego. Taką informację otrzymywała też o sobie od pozostałych.  

Program realizowany był podczas zajęć czy niezależnie od nich? 

Spotkania grupy socjoterapeutycznej odbywały się odrębnie. W ramach zajęć nie jesteśmy w stanie stworzyć warunków pozwalających na zbudowanie wysokiego poziomu zaufania i otwartości, a to podstawa, by wejść w proces socjoterapeutyczny. Do programu zgłosiły się studentki z różnych grup i roczników. Były to studentki z Wydziału Nauk Społecznych UWM i jedna z Olsztyńskiej Szkoły Wyższej, bo dowiedziała się o tym programie od koleżanki. Spotykałyśmy się w wyznaczonych terminach i czasie. Grupa liczyła siedem studentek. W socjoterapii preferujemy grupy maksymalnie do 10-12 osób. W takiej małej grupie nie tylko uczestniczki czują większy komfort, opowiadając o sobie i pracując na własnych zasobach, ale także prowadzący może przyjrzeć się pracy każdej z nich i dać właściwą informację zwrotną, dotyczącą funkcjonowania uczestniczki. Spotkania odbywały się wiosną 2022 r.  

Co było dla pani najważniejsze podczas prowadzenia tej grupy? Obserwowała pani przecież, jak młode kobiety zmieniają się pod wpływem innych osób.  

Na pierwszych zajęciach najważniejsze dla mnie było to, by tę grupę zintegrować, by dziewczyny mogły się poznać oraz by zbudować atmosferę bezpieczeństwa i zaufania. W analizie tego programu socjoterapeutycznego, który jest w książce, nie ma szczegółów z życia osobistego uczestniczek. Wątki osobiste, często trudne czy bolesne, zostały objęte tajemnicą zajęć, bo to jedna z zasad socjoterapii. W książce jest opis ogólny, jak dziewczyny budowały relacje i przechodziły przez proces socjoterapeutyczny. Czymś, co wywołało początkowy opór uczestniczek, było napisanie do siebie listu. Mówiły, że napisanie o sobie tylko w kategoriach pozytywnych i docenienie siebie jest dla nich trudne. Program nie był długi, bo było to tylko sześć spotkań. Dziewczyny mówiły, że ten czas był dla nich bardzo ważny, bo zobaczyły, że nie są osamotnione np. w problemie z akceptacją własnego ciała i „inne kobiety też tak mają”. Były też takie, które miały problem w relacjach damsko-męskich. Wsparcie innych młodych kobiet dało im siłę i pewność siebie. Sprawiało mi radość patrzenie, jak bardziej stawiają na siebie i doceniają siebie. Niektóre były mocno uwikłane w swoje życiowe role: mam być superstudentką i jednocześnie pracować zawodowo, chcę się sama utrzymywać i pokazać rodzicom, że sobie świetnie radzę. Nie miały czasu dla siebie, na spacer, na poczytanie książki. Pojawił się też wątek problemu ze sprawczością. Ważne jest nie tylko poznanie swoich problemów, ale także podjęcie działań w kierunku ich rozwiązania. Miałyśmy zajęcia, podczas których planowałyśmy tydzień swoich aktywności i zadawałyśmy sobie pytanie, jaką zmianę mogłabym wprowadzić na kolejny tydzień lub dwa, by zadbać o siebie. Jeśli się sobie nie podobam, to na co mam wpływ i co mogę zmienić? 

Powtórzyłaby pani taki program z innymi studentkami? 

Tak. Jako wykładowcy obserwujemy, że na wydziale z roku na rok mamy zupełnie inne osobowości. Przychodzą do nas młodzi ludzie, który w zróżnicowany sposób wchodzą w swoją dorosłość, napotykając na tej drodze także trudności. Myślę, że gdyby odbyło się więcej zajęć, to efekty programu byłyby większe. Moim zdaniem takiego programu potrzebują nie tylko kobiety. Mężczyznom wsparcie w codziennym funkcjonowaniu też jest bardzo potrzebne. W pędzie różnych zajęć i obowiązków zapominamy często o sobie i swoim poczuciu szczęścia. Grupa, która daje nam wsparcie, przypomina nam – nie jesteś sama, nie jesteś sam, możesz na mnie liczyć.  

Rozmawiała Anna Wysocka